niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 7

Zalałam herbatę wrzącą wodą, przyniosłam na stolik w salonie i przyłączyłam się do oglądania telewizji…  Po 45 min:
-Ja już ide spać-powiedziałam
-dobranoc-
-to… pa-
Poszłam do pokoju była godzina 21:42 *fajnie* pomyślałam wzięłam piżame pod pache i ruszyłam pod prysznic dzisiaj musiałam umyć włosy więc w łazience troszkę mi się przedłużyło… gdy byłam gotowa weszłam do pokoju zajrzałam jeszcze do salonu Nath już spał… 
Obudziłam się o 7 była sobota a w poniedziałek do szkoly… wstałam z łóżka zahaczając o toalete (siku XD) weszłam do kuchni a na stołku siedział Nath już w pełni ubrany…
-Yo- przywitałam się
-cześć-
-czy ty jakoś dziś nie w sosie?-
-co? A nie…-
-okeeej, herbaty???-
-tak proszę-
-a co chcesz na śniadanie?-
-hmmm coś specjalnego-
-a z jakiej okazji to?-
-Siva oświadczył się Neree-
-Nereeshy?-
-yhym-
-ci to mają szczęście-
-serio?-
-nooo tak w wczesnym wieku znaleźć sobie prawdziwą miłość- rozmarzyłam się
-ohhh Jezu-
-weź no…-
-to mnie nudzi-
-a mnie nie!- krzyknęłam i zaczęłam szykować śniadanie Nath już się nie odezwał… Po chwili mogłam nakładać na talerz, powiem szczerze sama byłam zdziwiona wyglądało prześlicznie:
-jesteś na mnie zła?- spytał Nath
-może-
-ej no nie gniewaj się-
-yhym-
-miałem iść z osobą towarzyszącą na ślub który odbędzie się w następną sobotę, chciałem się spytać ciebie-
-no i?-
-pójdziesz ze mną?-
-NO PEWNIE!- krzyknęłam i zawiesiłam się na jego szyi
-hahahaha  chyba częściej będę mówić takie rzeczy-
-chwila ale w co ja się ubiorę w środku tygodnia nie mogę to musze iść dzisiaj…-
-idę z tobą-
-yhym, poczekaj tu chwile a ja idę się przebrać-
-no ok.-
Wzięłam w pośpiechu ubrania wręcz wbiegłam do łazienki… szybko umyłam zęby uczesałam włosy w luźnego koka i ubrałam się w to:
-dłużej nie mogłaś?- spytał Nath
-tak mogłam- uszczypnęłam go w policzek i poszłam szukać torebki  włożyłam szybko telefon, klucze , pieniądze i ruszyłam do wyjścia … Gdy byliśmy na miejscu kupiłam sobie cudną sukienke buty i torebke:
-hmmm poczekaj tu na mnie- powiedziałam do Natha
-eee okej- posłał mi swój śliczny uśmieszek *Że jak co ja powiedziałam ?! Dobra DUPA* wręczyłam mu swoje torby i ruszyłam w stronę męskiego sklepu odzieżowego od razu rzuciła mi się na oczy ta koszulka:
Zapłaciłam za nią i ruszyłam do Natha odebrałam od niego moje torby a podałam mu prezent ode mnie
-co to?- spytał
-zobaczysz w domu-
-okej, podwiozę ciebie do domu i pojadę do siebie okej?-
-okej- Weszliśmy szybko do samochodu i pojechaliśmy do mojego domu… Po 15 minutach byliśmy na miejscu wzięłam szybko torebki pożegnałam się i weszłam do domu…
*ciekawe gdzie on tak pędzi* pomyślałam
-może pójde się przejść?-
-to dobry pomysł-
-Kurde gadam do siebie- przebrałam się w troszkę cieplejsze rzeczy:
 bo na zewnątrz było już zimno spakowałam rzeczy do torebki i ruszyłam przed siebie nie wiedząc gdzie iść poszłam do bliskiej mi kawiarni zamówiłam cappuccino i ciasto cytrynowe... nagle podszedł do mnie kelner
-coś jeszcze życzy sobie pani?- spytał
-nie, ale mógł by mi pan powiedzieć gdzie jest toaleta?-
-oczywiście, po lewej stronie znajdzie pani drzwi- i wskazał palcem na krótki korytarz
-dziękuję-
-nie ma za co- uśmiechną się do mnie oczywiście odwzajemniłam uśmiech po pewnym czasie ruszyłam do toalety szukałam coś w torebce drzwi otworzyłam barkiem a tam zastałam Natha całującego się z jakąś plastikową lalą szybko zasłoniłam oczy i podeszłam do lustra w myślach wypowiadałam brzydkie słowa ale w Realu poprawiałam makijaż nagle z torebki wypadło mi moje podręczne lustereczko i tleniona blondynka spojrzała na mnie
-no co każdy może się malować a państwu nie przeszkadzam chyba prawda?- powiedziałam z sarkazmem po chwili odwrócił się też Nath i spojrzał na mnie jak na idiotkę…
-no w sumie ma pani racje… jestem Stella- podała mi rękę
-Katniss- uścisnęłam jej rękę lekko zdezorientowana
-A to jest Nath mój chłopak- wskazała palcem na chłopaka który drapał się po głowie
-Miło mi jestem Katniss- podałam mu dłoń
-Nathan- powiedział i uściskał mi dłoń
- przepraszam was ale ja już musze iść- powiedziałam i wyszłam z łazienki zapłaciłam szybko za moje zamówienie i ruszyłam w stronę mojego domu, przekręciłam zamek w drzwiach weszłam do pomieszczenia podparłam się o ścianę i płacząc zjechałam na dół:
*Nie Kurwa przez takiego debila nie będę płakać, nawet w nim nie jestem zakochana, pfff i ja go uważałam za przyjaciele, te jego zielone tęczówki są śliczne a uśmiechu zniewalający KURDE KAT USPOKUJ SIĘ ! STOOOP!!! ROZUMIESZ STOP!!!! Nie umiem przestać płakać nie umiem dlaczego? Dlaczego? Dlaczego zadaje sobie to durne pytanie?!!!* podlazłam na kolanach do stołu gdzie leżał nóż *RAZ GOZI ŚMIERĆ KAT!!! JEŻELI TO ZROBISZ TERAZ NIE BĘDZIESZ MUSIAŁA CIERPIEĆ* pomyślałam napisałam szybko liścik wzięłam torebkę do której wpakowałam nóż i wyszłam zostawiając drzwi otwarte na oścież pobiegłam do autobusu i pojechałam w nieznany mi kierunek gdy wysiadłam byłam daleko od domu bo była to wieś pobiegłam gdzieś do lasu a tam znalazłam ławkę usiadłam na niej i wyjęłam z torby nóż podniosłam do góry moją lewą ręke i zaczęłam się ciąć za każdym przejechaniem nożem po ręce zaciskałam zęby z bólu:
W pewnym momencie odpłynęłam…

*PERSPEKTYWA NATHA*
Kiedy wyszła z kawiarni pobiegłem do jej domu drzwi były otworzone na oścież a na blacie kuchennym był liścik:
Jeżeli nie jesteś Nathanem wywal list!!!
A więc przejdźmy do rzeczy zraniłeś mnie i to bardzo powiem szczerze że bardziej niż mój były ale DUPA TAM pisze ten list żebyś mnie nie szukał i tak pewnie nie znajdziesz bo będę wtedy daleko nie zabrałam ciuszków więc się pewnie domyślisz o co chodzi…
                                                                                                                       Katniss xoxoxo
PS Żegnaj na zawsze
Po przeczytaniu listu wybiegłem na zewnątrz i zobaczyłem tylko Kat wsiadającą do autobusu
-KAAAAAAAAAAAAT!!!!!!!!!!!!!- wrzeszczałem ale nic… postanowiłem zadzwonić do Jaya
-Halo?- usłyszałem głos lekko zachrypnięty
-Jay to ja mamy problem !!!-
-o co chodzi?-
-Kat ona… ona…-
-wyduś to z siebie!-
-ona poszła się zabić!-
-ALE JAK TO?!!!!-
-To przeze mnie – powiedziałem i zacząłem płakać jak dziecko
-coś ty znowu jej zrobił?!-
-później ci powiem!-
-okej a wiesz chociaż gdzie poszła?-
-wsiadała do 18-
-yhym to jedź następnym autobusem na kraniec tam jest wieś w środku lasu jest ławka pewnie teraz tam jest tylko pośpiesz się!-
-okej-
-dobra na razie widzimy się na miejscu!-
-pa!-

*PERSPEKTYWA KAT*
Obudziłam się w lesie na ławce wyjęłam z kieszeni telefon i zobaczyłam:
„109 połączeń od Natha
78 od Jaya
I 82 wiadomości”
*i teraz tak dbają* pomyślałam z sarkazmem nagle usłyszałam dźwięk gniecionych liści i usłyszałam
-To tu chodź Nath- po chwili skojarzyłam że to słowa wypowiedziane przez Jaya szybko wzięłam torebkę i pobiegłam gdzieś przez las zatrzymałam się gwałtownie przed głębokim spadem  rozejrzałam się do okoła i znowu dźwięk ugniatanych liści pobiegłam w lewą stronę lecz był to zły pomysł bo wpadłam do wąwozu
-AAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!- wrzasnęłam łapiąc się za korzenie drzewa z wielkim bólem w lewej ręce
-Tu jest !- krzykną Jay położył się na ziemi i wyciągną do mnie rękę tak samo jak Nath
-Proszę cię złap moją rękę bo inaczej spadniesz…- powiedział smutny nic nie odpowiedziałam puściłam się lewą ręką a Jay i Nath krzyknęli  równocześnie
-NIEEE!!!!!!!!!!- po ich słowach puściłam drugą rękę we włosach poczułam silny wiatr i gwałtownie się zatrzymałam Nath był trzymany przez Jaya a ten sam trzymał mnie za rękę już prawię się wyślizgnęłam ale złapał mnie drugą ręką zostałam sprowadzona na ziemie
-Dzięki- wyszeptałam i pobiegłam a za mną Nath i Jay
-PROSZĘ CIĘ KAT!!!- krzyczał Jay i Nath
-KOCHAM CIĘ SŁYSZYSZ KOCHAM!- wrzasną Nath a mnie zamurowało odwróciłam się w ich stronę ale Jaya gdzieś zmyło
-Gdzie jest Jay?- spytałam zachrypnięta
-nie wiem- przetarł dłonią kark zbliżył się do mnie i pocałował:
Po chwili oddawałam wszystkie pocałunki lecz w końcu powiedziałam
-ja nie mogę jestem tylko zwykłą dziewczyną …- i pobiegłam zostawiając osłupiałego Natha na środku lasu… wbiegłam do swojego domu szybko się spakowałam (w niecałe 2, 5 godz) wzięłam torebkę zostawiłam klucze na blacie i poszłam na autobus wysiadłam na jakiejś ulicy usiadłam na ławce i rozmyślałam nad wszystkim co się dziś zdarzyło nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha był to śliczny blond włosy niebieskooki chłopak (lat około 19)
-Hej- powiedział nieco zawstydzony
-yyy hej-
-uff jestem Ross-
-Katniss-
-dlaczego masz ze sobą bagaże i o 23 siedzisz na ławce?-
-ymm jesteś nieznajomym nie mogę ci powiedzieć-
-ej no weź- powiedział przysiadając obok mnie na ławce
-to ty najpierw opowiedz coś o sobie-
-hmm mam na imie Ross Shor Lynch mam 19 lat mieszkam tutaj  w Londynie gram w zespole R5 i takie tam pierdoły-
-yhym ja mam na imie Katniss Ammeline Dene’s mam prawie 18 lat mieszkałam tu w Londynie i to wszystko-
-okej dałabyś się zaprosić do mieszkania na noc nie chcę żebyś tu została-
-eee dziwnie to zabrzmiało czy ty chcesz mnie przelecieć?-
-Co nie!! Po prostu gdybyś chciała to możesz u mnie przenocować-
-yyy nie dzięki-
-nalegam- powiedział z oczami jak kot ze shreka
-no dobra… ale tylko na dzisiaj okej?-
-to się zobaczy…-
-to prowadź- powiedziałam a on wziął moje walizki i gdzieś prowadził… po kilku minutach byliśmy na miejscu był to ogromny i nowoczesny dom nagle poczułam że ktoś mnie szturcha…
Obudziłam się… Spojrzałam na mojego „wybawce” oczami i okazało się że to był Nath…
-Czemu krzyczałaś przez sen?- spytał
-eee… nie wiem…-
-okeej-
-a tak w ogóle gdzie ja jestem?-
-serio? W swoim domu….-
-acha-
-Herbaty?-
-Ja zrobię-
-okej- powiedział i usiadł na kanapie a ja poleciałam do kuchni zalałam czajnik wodą i włączyłam go *czyli to był tylko sen? Ale bardzo realistyczny… chwila ale jak ja zasnęłam czy on naprawdę lizał się z tą blond lalą?* pomyślałam po czym zalałam wodą kubki z herbatą miętową i zaniosłam do salonu…
-eee nie masz mi czegoś za złe?- spytał
-ale czego?-
-no tego co się zda żyło w kawiarni-
-nie a co?-
-nie nic-
-przecież nie jestem twoją dziewczyną albo coś w ten deseń…-
-no w sumie masz racje- wziął dość głęboki łyk
-mam pytanie-
-jakie?-
-ehhhh… zapomniałam…-
-no okej później spytasz…-
-wiesz co jest już- spojrzałam na zegarek- 22:15 a mi się chce spać …-
-tak pewnie już idę – dopił swoją herbatę zabrał szybko kurtkę pod pachę i wyszedł jeszcze zanim to zrobił powiedziałam

-dobranoc- ale nie uzyskałam odpowiedzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz